środa, 28 sierpnia 2013

9. "Słabość"



     23 maja 2013r. godz. 7:30

     Nie znający litości budzik doskonale spełniał swoje zadanie. Nienawidziłam go za to, jednak dzisiejszy dzień miał być ostatnim, w najbliższym czasie, rozpoczętym właśnie w ten sposób. To dziś, 23 maja 2013 roku, miałam rozpocząć nowy etap w życiu, ale jeszcze nie w tej chwili.
Powoli i bez pośpiechu zwlekłam się z łóżka i chwiejnym krokiem udałam się do łazienki, aby się odświeżyć. Wzięłam szybki prysznic, wyprostowałam włosy, po czym związałam je w wysoki, tzw. Koński ogon. W czarnej, koronkowej bieliźnie poszłam z powrotem do pokoju, gdzie na krześle stojącym przy biurku czekała na mnie tego samego koloru, elegancka koszula oraz rozkloszowana, biała spódnica. Szybko ubrałam przygotowane wczoraj ubrania, po czym udałam się do kuchni w celu zjedzenia jakiegoś lekkiego śniadania. Staram się jeść dość zdrowo, by utrzymać jako-taką linię.
Z lodówki wyjęłam sałatę, pomidory, a także serek feta. Z przygotowanych produktów zrobiłam szybko sałatkę, jedną z moich ulubionych z resztą. Szybciutko zjadłam posiłek, popijając go wodą przegotowaną z cytryną i miętą.
Po spożyciu sałatki udałam się ponownie do łazienki, gdzie umyłam zęby oraz zrobiłam delikatny make-up i spryskałam się moimi ulubionymi perfumami Halle Berry.
Przed opuszczeniem mieszkania założyłam łańcuszek, który dostałam na 18 urodziny od mamy, srebrną bransoletkę oraz kolczyki do kompletu. Po założeniu szpilek w czarnym kolorze, schowałam do swojej torby wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy, po czym wyszłam z mieszkania i zamknęłam je na klucz.
 

Przemierzałam korytarz, po którym przechadzałam się praktycznie codziennie przez ostatnie dwa lata. Przywiązałam się do tego miejsca i ludzi, którzy tu pracowali. Nawiązałam wiele ciekawych znajomości, czego nie żałuję, zdobyłam nowe doświadczenia no i zaczęłam rozbijać małżeństwo mojego szefa. Kurwa, dlaczego musiał się we mnie zakochać?! No dlaczego?! Była umowa, przecież!
Gdybym się wtedy nie zgodziła… Gdybym go zatrzymała… Gdybym odmówiła… Gdybym… To wszystko moja wina. Gdyby nie ten romans wcale nie musiałabym rezygnować z pracy, którą na prawdę lubiłam.
- Cześć, Grace. – powitał mnie jak zwykle uśmiechnięty i pełen energii szatyn.
- Cześć, Luke. – odparłam delikatnie się uśmiechając.
Evans był moim kumplem, więc pomimo moich starań wyczuł, że coś jest nie tak.
- Ej, mała. Co jest? – zapytał obejmując mnie ręką w pasie.
- Nic, a co ma być? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Dobrze wiedziałam, że tego nie lubił… A on wiedział, że ja lubię go denerwować.
- Grace, proszę cię. – wywrócić teatralnie oczami.
- Zwalniam się. – mruknęłam.
- Słucham? Chyba nie dosłyszałem. – rzekł z niedowierzaniem i irytacją w głosie.
- Zwalniam się. – powtórzyłam spoglądając prosto w jego brązowe oczęta. Podobne do tych, które miał tajemniczy, pobity mulat…
- Grace, czy ty mnie słuchasz? – zapytał lekko rozdrażniony.
- Tak, pewnie, że tak. – powiedziałam szybko starając się nie zwracać uwagi na jego palące spojrzenie.
- To co powiedziałem? – Wiedziałam, że zada to pytanie, wiedziałam!
- Przepraszam, Luke, ale naprawdę się spieszę. – mruknęłam zbywając szatyna.
- Pytałem dlaczego się zwalniasz. – Ton jego głosu stał się łagodniejszy, jednak nadal być stanowczy. Wprost żądał wyjaśnień, których niestety nie mogłam mu złożyć w tej chwili.
- Lukie, nie teraz, okey? Pogadamy o tym innym razem. – powiedziałam, po czym dałam mu buziaka w policzek i odeszłam.
Cała ta sprawa z wyznaniem Thomasa i moim zwolnieniem wydaje mi się naprawdę trudna do zniesienia. Nigdy wcześniej nie byłam zmuszona do stawienia czoła tego typu sytuacji. Przestawałam sobie radzić. Miałam wrażenie, że słabnę, i że nie dam rady…


***

 
Zastukałam kilkakrotnie w drewniane drzwi. Tylko one dzieliły mnie od spotkania z Cooperem. Z jednej strony chciałam to zakończyć, z drugiej zaś czułam, że nie będę mogła tego zrobić. Że w ostatniej chwili jednak zrezygnuję. Zostanę. I tutaj, w pracy i w tym toksycznym związku.
Słabłam. Z każdą chwilą słabłam.

AM I WEAK?

W końcu usłyszałam zgodę na wejście do środka.
Niepewnie nacisnęłam klamkę i pchnęłam drzwi. Kiedy przekroczyłam próg gabinetu, zamknęłam je za sobą i nie spoglądając nawet na Thomasa, zajęłam miejsce klienta przy jego biurku.
Oboje milczeliśmy. Dla obojga z nas ta sytuacja była ciężka i niezręczna. Atmosfera stała się napięta, ale żadne z nas nie potrafiło przełamać tej bariery, która nagle się między nami utworzyła. To zabawne, że jeszcze wczoraj przyszedł, abyśmy mogli spełnić swoje erotyczne fantazje, przy okazji wyznając mi miłość, a dziś nie potrafimy ze sobą rozmawiać.
W końcu odważyłam się na niego spojrzeć.
Przyglądał mi się uważnie, jakby próbował zapamiętać każdy szczegół mojej twarzy… Jakby chciał wrócić do domu i tam namalować mój portret, z pamięci. Pierwszy raz to spojrzenie mnie peszyło.
- Przestań. – mruknęłam spuszczając wzrok na podłogę.
Nie wiedział o co mi chodzi.
- Przepraszam? – Był oficjalny. Normalnie pewnie bym się uśmiechnęła, bo kręci mnie ten typ wypowiedzi u mężczyzn, ale nie teraz. W tym momencie wydawało się to dodatkowym zagęszczaniem atmosfery, którą można by już ciąć nożem.
- Nie patrz na mnie w ten sposób. – wyjaśniłam zaszczycając go na chwilę swoim spojrzeniem.
- Jeszcze niedawno to lubiłaś. – mruknął. Jeżeli chciał rozluźnić atmosferę, to nie bardzo mu to wyszło. Mogę śmiało powiedzieć, że ten komentarz był żałosny i nie na miejscu.
- Tak było. Ale nie wiem czy zauważyłeś wszystko się zmieniło. Nie potrafimy ze sobą normalnie rozmawiać. To, co jest teraz między nami jest nie do opisania. Dlaczego jeszcze wczoraj byliśmy sobie tacy bliscy, a już dzisiaj nie możemy normalnie funkcjonować w swoim towarzystwie? Dlaczego twój wzrok mnie peszy? Dlaczego? – powiedziałam, a on chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią.
- To ty zadecydowałaś o tym, abyśmy nie byli już TAK blisko.
- Owszem. – przyznałam. – Ale zrobiłam to dla naszego dobra. Nie tylko mojego, bo tu nie chodzi o mnie. Tu chodzi o twoją rodzinę Tom. Co by było, gdyby Lisa dowiedziała się, że mieliśmy romans? Czy jesteś gotowy na to, aby ją zniszczyć? Czy jesteś pewien, że chcesz, aby twoje dzieci cię znienawidziły? Czy chcesz zostawić ją samą z tym wszystkim? Ty się wycwanisz, bo się rozwiedziesz, masz pieniądze i nową kobietę, a co z twoją rodziną? Co z Lisą? Czy myślisz, że tak zraniona kobieta potrafiłaby zaufać ponownie jakiemuś mężczyźnie? Czy byłaby na tyle silna, by się podnieść i sama wychować dzieciaki? Thomas, czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, co chciałeś zrobić? – zadawałam kolejne pytania, a on milczał jak zaklęty. Słuchał i nic nie mówił. Chciałam mu uświadomić, że to, co chciał zrobić jest złe i niedorzeczne.
- Grace, ja cię kocham. – szepnął, a w jego głosie dało się usłyszeć nutkę desperacji.
- A co z Lisą? Jej już nie kochasz? – dopytywałam. – Czy ty siebie słyszysz?
- Będę walczył. – Zachowywał się tak, jakby nie docierały do niego moje słowa. Jakby był w jakimś transie. Jakby był robotem zaprogramowanym tylko na jedno.
- Tommie, posłuchaj. – zaczęłam łagodnie i delikatnie chwyciłam jego dłoń. – Popatrz na mnie. – nakazałam stanowczo, jednak nadal łagodnie. Zależało mi na tym, aby skupił się na moich słowach i na ich znaczeniu. – Masz rodzinę. Masz żonę. Masz dzieci. Kochasz ich, a oni kochają ciebie. Nie możesz tak po prostu odejść. Potrzebują cię, a ja dam sobie radę, rozumiesz? Nie poradzą sobie bez ciebie, Tom. Kochają cię, a ty kochasz ich i niech tak pozostanie. – Mówiłam do niego, jak do małego dziecka. Musiał zrozumieć. Musiał, do cholery!
- Kocham ciebie, Grace.
- A co z nimi, Tommie? Ich nie kochasz?
- Kocham.
- Więc musisz z nimi zostać. Oni ciebie również kochają, a ja nie, Tommie. Musisz być z nimi, nie ze mną. Ja jestem tylko twoją kochanką, a oni rodziną, mam rację?
- Nie wiem…
- Mam rację, Tommie. Wracaj do nich, dobrze?
- Dobrze.
- Obiecujesz?
- Tak.
- Żegnaj, Tommie. – powiedziałam, po czym opuściłam gabinet.

WHAT WAS IT, TO HELL?!

Sytuacja, która miała miejsce przed chwilą była co najmniej dziwna. Thomas nigdy nie zachowywał się w ten sposób. Nigdy. A ja? Ja również zaskoczyłam samą siebie. Wcześniej nie byłam zmuszona do tego, by mówić do niego, jak do małego dziecka. Chciałam, żeby zrozumiał. Chciałam, na prawdę. Może mi się udało, w końcu obiecał, że wróci do swojej rodziny. Jednak nie mam pewności czy był w pełni świadomy słów, które wypowiedział. Zachowywał się, jak osoba chora psychicznie. To zachowanie zdecydowanie nie było normalne.
Zamknęłam za sobą drzwi do gabinetu Coopera, po czym podeszłam do biurka, przy którym siedziała jego sekretarka.
- Mogłabyś przekazać to panu Cooperowi? – zapytałam lekko się uśmiechając.
- Zwalniasz się? – zapytała Savannah spoglądając na kartkę papieru, którą ją podarowałam.
- Tak. – mruknęłam starając się uniknąć kontaktu wzrokowego z rudowłosą, filigranową 25-latką.
- Dlaczego? – zadała kolejne pytanie nie spuszczając ze mnie swojego skupionego wzroku.
- Powody osobiste. – odparłam. – Więc przekażesz? – zapytałam lekko zniecierpliwiona.
- Tak. – mruknęła, po czym odłożyła dokument na regał stojący za krzesłem, na którym siedziała.
- Dziękuję. Idę spakować swoje rzeczy.
- Chcesz jakiś karton?
- Nie, dzięki. Mam. – Posłałam jej delikatny uśmiech, po czym opuściłam pomieszczenie i udałam się do swojego gabinetu.

***
 
Stałam w progu pomieszczenia, w którym pracowałam przez ostatnie dwa lata. Przywiązałam się do niego tak samo, jak do wszystkiego, co znajdowało się w budynku firmy należącej do Thomasa. Będę tęsknić za tym miejscem, to pewne. No i za tą pracą oczywiście. I za ludźmi, których tu poznałam. I za wszystkim.
Powolnym krokiem podchodziłam do swojego biurka uważnie lustrując wzrokiem całe pomieszczenie. Znałam je jak własną kieszeń, jednak pomimo tego chciałam zapamiętać jeszcze więcej, o ile w ogóle było to możliwe. Każdy szczegół, każdy detal. Jednak czy jest sens? Chciałam pozbyć się wszystkiego, co było związane z Cooperem, łącznie z wspomnieniami, więc czy powinnam starać się zapamiętać TO miejsce?
Postawiłam na biurku karton, do którego miałam zamiar schować przedmioty należące do mojej osoby. Zdjęcie rodzinne, przybory do pisania, rysowania itp. I inne rzeczy, które ze sobą przyniosłam, kiedy zaczynałam tu pracować.
Kiedy zaklejałam pudełko taśmą klejącą, usłyszałam jak drzwi od mojego, byłego już, gabinetu zamykają się. Odwróciłam się za siebie lekko przestraszona i ujrzałam właściciela firmy. O Boże… Wyglądał nieziemsko.
Poczochrane blond włosy, szare oczy skupione tylko na mnie, wyprostowana sylwetka i napięte, dzięki czemu widoczne, mięśnie powodowały, że Tom wyglądał jak grecki bóg.
Przekręcił klucz w drzwiach nie spuszczając ze mnie wzroku. Był tak cholernie pociągający…
- Przepraszam. – szepnął powoli się do mnie zbliżając.
- Za co? – zapytałam lekko zakłopotana, bo za co on  może mnie przepraszać? Przecież nic mi nie zrobił. Nie zranił mnie w żaden sposób…
- Okłamałem cię.
- Słucham?
- Nie obiecuję, że do nich wrócę.
- Słucham? – powtórzyłam z niedowierzaniem.
- Kocham moje dzieciaki, Grace. Chcę, aby były szczęśliwe, ale nie potrafię sprawić, by Lisa była szczęśliwa, a wiesz dlaczego? – pokręciłam głową.
Nie wierzyłam, że to dzieje się naprawdę.
- Kocham ją, ale już nie tak bardzo jak wcześniej. To uczucie wygasało z każdym dniem. Oddalaliśmy się od siebie. Kiedy dochodziło do zbliżenia między nami, nie myślałem o niej, ale o tobie. Nie chcę jej oszukiwać. Nie chcę, by żyła w kłamstwie. Teraz żyje w niewiedzy i z jednej strony nie cierpi tak bardzo jak by cierpiała, kiedy dowiedziałaby się, że mam romans, ale myślę, że ta niewiedza jest jeszcze gorsza. Wolę, aby dowiedziała się ode mnie o tym, że kocham inną kobietę niż od kogoś innego. Może i jestem egoistą, ale prawda jest taka, że nie potrafię bez ciebie żyć. Nawet nie wiesz jak bardzo cię teraz pragnę. Cholernie mocno, ale kocham cię i nie zrobię nic wbrew tobie… - powiedział, a mnie zatkało. Nie potrafiłam wydusić z siebie nawet jednego słowa. – Grace, kiedy zrozumiesz, że cię kocham? – zapytał, a ja? A ja podeszłam do niego i złożyłam na jego ustach namiętny pocałunek.
- Jesteś idiotą, Cooper. – szepnęłam i ponowiłam pieszczotę, którą bez wahania odwzajemnił i zamienił w coś głębszego.
Po chwili wylądowaliśmy nadzy na dywanie ze skóry niedźwiedzia polarnego gotowi, by spełniać nasze erotyczne fantazje i potrzeby, z tą różnicą, że naszemu zbliżeniu towarzyszyło również uczucie. Ogromne uczucie, które Thomas okazywał mi w każdej sekundzie tego wydarzenia.


 Od autorki:
 No to jest dziewiąty rozdział!
Spodziewaliście się takiego obrotu spraw? :)
Wiem, że nie możecie doczekać się spotkania Grace i Zayna, ale nie martwcie się!
Za niedługo do niego dojdzie... Tak myślę :D
Chyba, że jeszcze po drodze wpadnie mi jakiś pomysł do głowy.
Pozdrawiam xx

Ps. Dziękuję bardzo za wsparcie, Kocham Was :*





3 komentarze:

  1. A mi sie wlasnie podoba jak Tom ze tak powiem walczy o nia. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Grace jest taka słaba, dlaczego mówi jedno, a robi drugie? Nie powinna zrywać swojego postanowienia, przez te jej niekontrolowane (z jednej strony) czyny spotkanie z Zaynem znowu się przeciągnęło. Ten jej (teraz już były) szef to kutas (wybacz wyrażenie, ale innego nie znalazłam). Dlaczego taki koleś, nie może zrozumieć, że jego życie to zupełnie inna bajka? Ma żonę, dzieci, czy to nic nie znaczy? Takiego powinno się podwiesić za jego klejnoty pod sufitem na cienkim sznurku.. ech, żeby jego kiedyś w jakiś sposób, życie pokarało odpowiednią nagrodą za te czyny. ;)
    Pozdrawiam Morgan Jade. :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy, byłam pewna że jak powiedziała że to koniec to koniec ale ona jednak nie zakończyła tego tylko zapoczątkowała na nowo xd o boże czekam na next rozdział świetny :)

    OdpowiedzUsuń

Szablon by S1K