23
maja 2013r. godz. 7:30
Nie znający litości budzik doskonale spełniał swoje zadanie.
Nienawidziłam go za to, jednak dzisiejszy dzień miał być ostatnim, w
najbliższym czasie, rozpoczętym właśnie w ten sposób. To dziś, 23 maja 2013
roku, miałam rozpocząć nowy etap w życiu, ale jeszcze nie w tej chwili.
Powoli i bez pośpiechu zwlekłam się z łóżka
i chwiejnym krokiem udałam się do łazienki, aby się odświeżyć. Wzięłam szybki
prysznic, wyprostowałam włosy, po czym związałam je w wysoki, tzw. Koński ogon.
W czarnej, koronkowej bieliźnie poszłam z powrotem do pokoju, gdzie na krześle
stojącym przy biurku czekała na mnie tego samego koloru, elegancka koszula oraz
rozkloszowana, biała spódnica. Szybko ubrałam przygotowane wczoraj ubrania, po
czym udałam się do kuchni w celu zjedzenia jakiegoś lekkiego śniadania. Staram
się jeść dość zdrowo, by utrzymać jako-taką linię.
Z lodówki wyjęłam sałatę, pomidory, a także
serek feta. Z przygotowanych produktów zrobiłam szybko sałatkę, jedną z moich
ulubionych z resztą. Szybciutko zjadłam posiłek, popijając go wodą przegotowaną
z cytryną i miętą.
Po spożyciu sałatki udałam się ponownie do
łazienki, gdzie umyłam zęby oraz zrobiłam delikatny make-up i spryskałam się
moimi ulubionymi perfumami Halle Berry.
Przed opuszczeniem mieszkania założyłam
łańcuszek, który dostałam na 18 urodziny od mamy, srebrną bransoletkę oraz
kolczyki do kompletu. Po założeniu szpilek w czarnym kolorze, schowałam do
swojej torby wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy, po czym wyszłam z mieszkania i
zamknęłam je na klucz.
Przemierzałam korytarz, po którym
przechadzałam się praktycznie codziennie przez ostatnie dwa lata. Przywiązałam
się do tego miejsca i ludzi, którzy tu pracowali. Nawiązałam wiele ciekawych
znajomości, czego nie żałuję, zdobyłam nowe doświadczenia no i zaczęłam rozbijać
małżeństwo mojego szefa. Kurwa, dlaczego musiał się we mnie zakochać?! No
dlaczego?! Była umowa, przecież!
Gdybym się wtedy nie zgodziła… Gdybym go
zatrzymała… Gdybym odmówiła… Gdybym… To wszystko moja wina. Gdyby nie ten
romans wcale nie musiałabym rezygnować z pracy, którą na prawdę lubiłam.
- Cześć, Grace. – powitał mnie jak zwykle
uśmiechnięty i pełen energii szatyn.
- Cześć, Luke. – odparłam delikatnie się
uśmiechając.
Evans był moim kumplem, więc pomimo moich
starań wyczuł, że coś jest nie tak.
- Ej, mała. Co jest? – zapytał obejmując
mnie ręką w pasie.
- Nic, a co ma być? – odpowiedziałam
pytaniem na pytanie. Dobrze wiedziałam, że tego nie lubił… A on wiedział, że ja
lubię go denerwować.
- Grace, proszę cię. – wywrócić teatralnie
oczami.
- Zwalniam się. – mruknęłam.
- Słucham? Chyba nie dosłyszałem. – rzekł z
niedowierzaniem i irytacją w głosie.
- Zwalniam się. – powtórzyłam spoglądając
prosto w jego brązowe oczęta. Podobne do tych, które miał tajemniczy, pobity
mulat…
- Grace, czy ty mnie słuchasz? – zapytał
lekko rozdrażniony.
- Tak, pewnie, że tak. – powiedziałam
szybko starając się nie zwracać uwagi na jego palące spojrzenie.
- To co powiedziałem? – Wiedziałam, że zada
to pytanie, wiedziałam!
- Przepraszam, Luke, ale naprawdę się
spieszę. – mruknęłam zbywając szatyna.
- Pytałem dlaczego się zwalniasz. – Ton
jego głosu stał się łagodniejszy, jednak nadal być stanowczy. Wprost żądał
wyjaśnień, których niestety nie mogłam mu złożyć w tej chwili.
- Lukie, nie teraz, okey? Pogadamy o tym
innym razem. – powiedziałam, po czym dałam mu buziaka w policzek i odeszłam.
Cała ta sprawa z wyznaniem Thomasa i moim
zwolnieniem wydaje mi się naprawdę trudna do zniesienia. Nigdy wcześniej nie
byłam zmuszona do stawienia czoła tego typu sytuacji. Przestawałam sobie
radzić. Miałam wrażenie, że słabnę, i że nie dam rady…
***
Zastukałam kilkakrotnie w drewniane drzwi.
Tylko one dzieliły mnie od spotkania z Cooperem. Z jednej strony chciałam to
zakończyć, z drugiej zaś czułam, że nie będę mogła tego zrobić. Że w ostatniej
chwili jednak zrezygnuję. Zostanę. I tutaj, w pracy i w tym toksycznym związku.
Słabłam. Z każdą chwilą słabłam.
AM I WEAK?
W końcu usłyszałam zgodę na wejście do
środka.
Niepewnie nacisnęłam klamkę i pchnęłam
drzwi. Kiedy przekroczyłam próg gabinetu, zamknęłam je za sobą i nie
spoglądając nawet na Thomasa, zajęłam miejsce klienta przy jego biurku.
Oboje milczeliśmy. Dla obojga z nas ta
sytuacja była ciężka i niezręczna. Atmosfera stała się napięta, ale żadne z nas
nie potrafiło przełamać tej bariery, która nagle się między nami utworzyła. To
zabawne, że jeszcze wczoraj przyszedł, abyśmy mogli spełnić swoje erotyczne
fantazje, przy okazji wyznając mi miłość, a dziś nie potrafimy ze sobą
rozmawiać.
W końcu odważyłam się na niego spojrzeć.
Przyglądał mi się uważnie, jakby próbował
zapamiętać każdy szczegół mojej twarzy… Jakby chciał wrócić do domu i tam
namalować mój portret, z pamięci. Pierwszy raz to spojrzenie mnie peszyło.
- Przestań. – mruknęłam spuszczając wzrok
na podłogę.
Nie wiedział o co mi chodzi.
- Przepraszam? – Był oficjalny. Normalnie
pewnie bym się uśmiechnęła, bo kręci mnie ten typ wypowiedzi u mężczyzn, ale
nie teraz. W tym momencie wydawało się to dodatkowym zagęszczaniem atmosfery,
którą można by już ciąć nożem.
- Nie patrz na mnie w ten sposób. –
wyjaśniłam zaszczycając go na chwilę swoim spojrzeniem.
- Jeszcze niedawno to lubiłaś. – mruknął.
Jeżeli chciał rozluźnić atmosferę, to nie bardzo mu to wyszło. Mogę śmiało
powiedzieć, że ten komentarz był żałosny i nie na miejscu.
- Tak było. Ale nie wiem czy zauważyłeś
wszystko się zmieniło. Nie potrafimy ze sobą normalnie rozmawiać. To, co jest
teraz między nami jest nie do opisania. Dlaczego jeszcze wczoraj byliśmy sobie
tacy bliscy, a już dzisiaj nie możemy normalnie funkcjonować w swoim towarzystwie?
Dlaczego twój wzrok mnie peszy? Dlaczego? – powiedziałam, a on chwilę
zastanawiał się nad odpowiedzią.
- To ty zadecydowałaś o tym, abyśmy nie
byli już TAK blisko.
- Owszem. – przyznałam. – Ale zrobiłam to
dla naszego dobra. Nie tylko mojego, bo tu nie chodzi o mnie. Tu chodzi o twoją
rodzinę Tom. Co by było, gdyby Lisa dowiedziała się, że mieliśmy romans? Czy
jesteś gotowy na to, aby ją zniszczyć? Czy jesteś pewien, że chcesz, aby twoje
dzieci cię znienawidziły? Czy chcesz zostawić ją samą z tym wszystkim? Ty się
wycwanisz, bo się rozwiedziesz, masz pieniądze i nową kobietę, a co z twoją
rodziną? Co z Lisą? Czy myślisz, że tak zraniona kobieta potrafiłaby zaufać
ponownie jakiemuś mężczyźnie? Czy byłaby na tyle silna, by się podnieść i sama
wychować dzieciaki? Thomas, czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, co chciałeś
zrobić? – zadawałam kolejne pytania, a on milczał jak zaklęty. Słuchał i nic
nie mówił. Chciałam mu uświadomić, że to, co chciał zrobić jest złe i
niedorzeczne.
- Grace, ja cię kocham. – szepnął, a w jego
głosie dało się usłyszeć nutkę desperacji.
- A co z Lisą? Jej już nie kochasz? –
dopytywałam. – Czy ty siebie słyszysz?
- Będę walczył. – Zachowywał się tak, jakby
nie docierały do niego moje słowa. Jakby był w jakimś transie. Jakby był
robotem zaprogramowanym tylko na jedno.
- Tommie, posłuchaj. – zaczęłam łagodnie i
delikatnie chwyciłam jego dłoń. – Popatrz na mnie. – nakazałam stanowczo,
jednak nadal łagodnie. Zależało mi na tym, aby skupił się na moich słowach i na
ich znaczeniu. – Masz rodzinę. Masz żonę. Masz dzieci. Kochasz ich, a oni
kochają ciebie. Nie możesz tak po prostu odejść. Potrzebują cię, a ja dam sobie
radę, rozumiesz? Nie poradzą sobie bez ciebie, Tom. Kochają cię, a ty kochasz
ich i niech tak pozostanie. – Mówiłam do niego, jak do małego dziecka. Musiał
zrozumieć. Musiał, do cholery!
- Kocham ciebie, Grace.
- A co z nimi, Tommie? Ich nie kochasz?
- Kocham.
- Więc musisz z nimi zostać. Oni ciebie
również kochają, a ja nie, Tommie. Musisz być z nimi, nie ze mną. Ja jestem
tylko twoją kochanką, a oni rodziną, mam rację?
- Nie wiem…
- Mam rację, Tommie. Wracaj do nich,
dobrze?
- Dobrze.
- Obiecujesz?
- Tak.
- Żegnaj, Tommie. – powiedziałam, po czym
opuściłam gabinet.
WHAT WAS IT, TO HELL?!
Sytuacja, która miała miejsce przed chwilą
była co najmniej dziwna. Thomas nigdy nie zachowywał się w ten sposób. Nigdy. A
ja? Ja również zaskoczyłam samą siebie. Wcześniej nie byłam zmuszona do tego,
by mówić do niego, jak do małego dziecka. Chciałam, żeby zrozumiał. Chciałam,
na prawdę. Może mi się udało, w końcu obiecał, że wróci do swojej rodziny.
Jednak nie mam pewności czy był w pełni świadomy słów, które wypowiedział.
Zachowywał się, jak osoba chora psychicznie. To zachowanie zdecydowanie nie
było normalne.
Zamknęłam za sobą drzwi do gabinetu
Coopera, po czym podeszłam do biurka, przy którym siedziała jego sekretarka.
- Mogłabyś przekazać to panu Cooperowi? –
zapytałam lekko się uśmiechając.
- Zwalniasz się? – zapytała Savannah
spoglądając na kartkę papieru, którą ją podarowałam.
- Tak. – mruknęłam starając się uniknąć
kontaktu wzrokowego z rudowłosą, filigranową 25-latką.
- Dlaczego? – zadała kolejne pytanie nie
spuszczając ze mnie swojego skupionego wzroku.
- Powody osobiste. – odparłam. – Więc
przekażesz? – zapytałam lekko zniecierpliwiona.
- Tak. – mruknęła, po czym odłożyła dokument na regał stojący za krzesłem, na którym siedziała.
- Dziękuję. Idę spakować swoje rzeczy.
- Chcesz jakiś karton?
- Nie, dzięki. Mam. – Posłałam jej
delikatny uśmiech, po czym opuściłam pomieszczenie i udałam się do swojego
gabinetu.
***
Stałam w progu pomieszczenia, w którym
pracowałam przez ostatnie dwa lata. Przywiązałam się do niego tak samo, jak do
wszystkiego, co znajdowało się w budynku firmy należącej do Thomasa. Będę
tęsknić za tym miejscem, to pewne. No i za tą pracą oczywiście. I za ludźmi,
których tu poznałam. I za wszystkim.
Powolnym krokiem podchodziłam do swojego
biurka uważnie lustrując wzrokiem całe pomieszczenie. Znałam je jak własną
kieszeń, jednak pomimo tego chciałam zapamiętać jeszcze więcej, o ile w ogóle
było to możliwe. Każdy szczegół, każdy detal. Jednak czy jest sens? Chciałam
pozbyć się wszystkiego, co było związane z Cooperem, łącznie z wspomnieniami,
więc czy powinnam starać się zapamiętać TO miejsce?
Postawiłam na biurku karton, do którego
miałam zamiar schować przedmioty należące do mojej osoby. Zdjęcie rodzinne,
przybory do pisania, rysowania itp. I inne rzeczy, które ze sobą przyniosłam,
kiedy zaczynałam tu pracować.
Kiedy zaklejałam pudełko taśmą klejącą,
usłyszałam jak drzwi od mojego, byłego już, gabinetu zamykają się. Odwróciłam
się za siebie lekko przestraszona i ujrzałam właściciela firmy. O Boże…
Wyglądał nieziemsko.
Poczochrane blond włosy, szare oczy
skupione tylko na mnie, wyprostowana sylwetka i napięte, dzięki czemu widoczne,
mięśnie powodowały, że Tom wyglądał jak grecki bóg.
Przekręcił klucz w drzwiach nie spuszczając
ze mnie wzroku. Był tak cholernie pociągający…
- Przepraszam. – szepnął powoli się do mnie
zbliżając.
- Za co? – zapytałam lekko zakłopotana, bo
za co on może mnie przepraszać? Przecież
nic mi nie zrobił. Nie zranił mnie w żaden sposób…
- Okłamałem cię.
- Słucham?
- Nie obiecuję, że do nich wrócę.
- Słucham? – powtórzyłam z niedowierzaniem.
- Kocham moje dzieciaki, Grace. Chcę, aby
były szczęśliwe, ale nie potrafię sprawić, by Lisa była szczęśliwa, a wiesz
dlaczego? – pokręciłam głową.
Nie wierzyłam, że to dzieje się naprawdę.
- Kocham ją, ale już nie tak bardzo jak
wcześniej. To uczucie wygasało z każdym dniem. Oddalaliśmy się od siebie. Kiedy
dochodziło do zbliżenia między nami, nie myślałem o niej, ale o tobie. Nie chcę
jej oszukiwać. Nie chcę, by żyła w kłamstwie. Teraz żyje w niewiedzy i z jednej
strony nie cierpi tak bardzo jak by cierpiała, kiedy dowiedziałaby się, że mam
romans, ale myślę, że ta niewiedza jest jeszcze gorsza. Wolę, aby dowiedziała
się ode mnie o tym, że kocham inną kobietę niż od kogoś innego. Może i jestem
egoistą, ale prawda jest taka, że nie potrafię bez ciebie żyć. Nawet nie wiesz
jak bardzo cię teraz pragnę. Cholernie mocno, ale kocham cię i nie zrobię nic
wbrew tobie… - powiedział, a mnie zatkało. Nie potrafiłam wydusić z siebie
nawet jednego słowa. – Grace, kiedy zrozumiesz, że cię kocham? – zapytał, a ja?
A ja podeszłam do niego i złożyłam na jego ustach namiętny pocałunek.
- Jesteś idiotą, Cooper. – szepnęłam i
ponowiłam pieszczotę, którą bez wahania odwzajemnił i zamienił w coś głębszego.
Po chwili wylądowaliśmy nadzy na dywanie ze
skóry niedźwiedzia polarnego gotowi, by spełniać nasze erotyczne fantazje i
potrzeby, z tą różnicą, że naszemu zbliżeniu towarzyszyło również uczucie.
Ogromne uczucie, które Thomas okazywał mi w każdej sekundzie tego wydarzenia.
Od autorki:
No to jest dziewiąty rozdział!
Spodziewaliście się takiego obrotu spraw? :)
Wiem, że nie możecie doczekać się spotkania Grace i Zayna, ale nie martwcie się!
Za niedługo do niego dojdzie... Tak myślę :D
Chyba, że jeszcze po drodze wpadnie mi jakiś pomysł do głowy.
Pozdrawiam xx
Ps. Dziękuję bardzo za wsparcie, Kocham Was :*
A mi sie wlasnie podoba jak Tom ze tak powiem walczy o nia. :)
OdpowiedzUsuńGrace jest taka słaba, dlaczego mówi jedno, a robi drugie? Nie powinna zrywać swojego postanowienia, przez te jej niekontrolowane (z jednej strony) czyny spotkanie z Zaynem znowu się przeciągnęło. Ten jej (teraz już były) szef to kutas (wybacz wyrażenie, ale innego nie znalazłam). Dlaczego taki koleś, nie może zrozumieć, że jego życie to zupełnie inna bajka? Ma żonę, dzieci, czy to nic nie znaczy? Takiego powinno się podwiesić za jego klejnoty pod sufitem na cienkim sznurku.. ech, żeby jego kiedyś w jakiś sposób, życie pokarało odpowiednią nagrodą za te czyny. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Morgan Jade. :*
Wow nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy, byłam pewna że jak powiedziała że to koniec to koniec ale ona jednak nie zakończyła tego tylko zapoczątkowała na nowo xd o boże czekam na next rozdział świetny :)
OdpowiedzUsuń