sobota, 31 sierpnia 2013

10. "Prośba"



     1 czerwca 2013r.

     Minęło 10 dni od wizyty Bonnie. Od tamtego czasu nie odezwała się do mnie ani razu. Ja również do niej nie dzwoniłem, ale powodem nie był brak chęci czy odwagi, ale numeru jej telefonu. W dodatku nie mam pojęcia gdzie mieszka. Mówią, że dla chcącego nic trudnego, jednak ja próbowałem już wszystkiego.
W dniu dzisiejszym byłem w szpitalu, by tam zdobyć jakiekolwiek informacje. Niestety pani, która zajmowała się moją czarnowłosą koleżanką nie była na tyle życzliwa, by udzielić mi jakichkolwiek informacji na jej temat. Dowiedziałem się jedynie, że była ona w owym szpitalu na praktykach, a jeśli potrzebuję więcej informacji muszę szukać gdzieś indziej. Sam fakt, że Bonnie tam nie pracowała, a jedynie miała praktyki dał mi do zrozumienia, że czarnowłosa studiuje. Okej. Problem w tym, że w pobliżu naszego miasta jest kilkanaście uniwersytetów, na których można studiować medycynę, więc znalezienie jej graniczy z cudem.
Mógłbym też przejść się po całej miejscowości, w której mieszkam, zajrzeć do każdego domu i wypytać o dziewczynę, której szukam, jednak myślę, że to również nie ma sensu.
Przekroczyłem próg Starbucksa, którego odwiedziłem, aby napić się kawy, której dotychczas nie próbowałem, oraz zjeść sernik. Mojemu wejściu do lokalu towarzyszył charakterystyczny dźwięk, który oznajmiał każdemu tu przybyłemu, że w kawiarni pojawił się nowy klient. Podszedłem do lady, za którą stała dość grubiutka blondynka. Posłała mi ciepły uśmiech i czekała, aż wybiorę coś z menu, które pozwoliłem sobie przejrzeć.
- Poproszę mrożoną caramel macchiato i sernik z truskawkami. - powiedziałem uprzejmie.
- Proszę zająć jakieś miejsce, a ja za chwilę przyniosę panu pańskie zamówienie. – odparła, a uśmiech nie schodził jej z twarzy. Musiała to robić, w sensie się uśmiechać. Cały czas.
- Dziękuję. – rzekłem, po czym udałem się w kierunku stolika, który zawsze zajmowałem.
Zasiadłem na wolnym krzesełku i czekałem na moją kawę i sernik. Uwielbiałem go, więc kiedy tylko odwiedzałem ową kawiarnię – zamawiałem go wraz z napojem.
Po chwili dostałem to, o co poprosiłem. Blondynka, u której składałem moje zamówienie przyniosła mi je i postawiła na stoliku mówiąc:
- Proszę bardzo. – Znów towarzyszył jej ten sam, wyćwiczony uśmiech.
- Dziękuję. – odparłem i zabrałem się za spożywanie kawy oraz ciasta.
Powoli popijałem gorący napój przyglądając się ludziom, którzy również postanowili odwiedzić znanego i uwielbianego na całym świecie Starbucksa. Każdy z nich był zupełnie inny. Każdy z nich inaczej wyglądał. Każdy z nich był inaczej ubrany. Każdy z nich miał własną historię. Każdy z nich miał rodzinę. Każdy z nich miał przyjaciół… Przynajmniej większość. W każdym bądź razie, każdy był wyjątkowy i inny. Nawet bliźniaczki, które siedziały przy stoliku w kącie lokalu podśmiewając się cicho. Pomimo, że wyglądały identycznie – różniły się. I to jest niesamowite.
Zastanawiałem się nad tym, jak wyglądałby świat pełen takich samych ludzi. Ludzi bez wad. Ludzi idealnych… Nie wyobrażam sobie takiego świata… Nie potrafię.
Z dziwnych rozmyślań na temat ludzkości „wybił” mnie dzwonek oznaczający, że w kawiarni pojawił się nowy gość. Bonnie.
Podeszła do lady, złożyła zamówienie i zajęła wolne miejsce. Nie widziała mnie – to dobrze. Uwielbiałem „swój kącik”. Znajdował się przy złączeniu dwóch ścian (czyt. Kącie), najciemniejszym w lokalu, dzięki czemu niezauważony mogłem obserwować ludzi przybywających do kawiarni bez większego ryzyka, że oni również mnie zauważą.
Bonnie siedziała zwrócona do mnie tyłem, więc w tym wypadku, nie miała możliwości ujrzenia mnie. W przeciwnym razie mogłaby mnie zauważyć i uciec. Jestem tego niemal pewien. Stchórzyłaby. Udowodniła mi to nie odzywając się do mnie od czasu, kiedy mnie pocałowała.

I’VE GOT A PLAN.

Powoli popijałem kawę zajadając ją sernikiem i obserwując czarnowłosą dziewczynę. W końcu i ona zakończyła spożywać zamówiony napój. Oboje zostawiliśmy zapłatę w koszyczku ustawionym na stoliku, przeznaczonym właśnie do wkładania do niego odpowiedniej ilości pieniędzy.
Dziewczyna opuściła kawiarnię, a ja ruszyłem za nią. Tak, miałem zamiar ją śledzić. Tak, to bardzo możliwe, że powinienem się leczyć, ale byłem zdeterminowany do tego, by w końcu z nią porozmawiać. Tak się nie robi, do cholery!
Jak można pocałować chłopaka i uciec? No jak?!
Właśnie tego mam zamiar dowiedzieć się od Bonnie, która aktualnie przeszła przez przejście dla pieszych i zmierzała w kierunku parku, za którym kryły się… slumsy…

IS IT POSSIBLE THAT…?

Nie lubiłem tej dzielnicy naszego miasta. Oczywiście nie byłem jakimś rasistą, ale nigdy nie przypuszczałbym, że Bonnie może tam mieszkać. Co prawda wyglądało to zupełnie inaczej niż przykładowo w Indiach, jednak to nadal były slumsy. Zaniedbane przyczepy kempingowe, w których mieszkali ludzie ubodzy.
Szedłem za Bonnie cały czas, jednak w obawie, że za chwilę ją zgubię, a nie jestem pewien czy byłbym w stanie sam wyjść z tego „osiedla”. Teoretycznie mógłbym ją teraz zawołać, ale myślę, że w tym przypadku by mi uciekła. Nie mógłbym tak ryzykować. Chociaż, bez ryzyka nie ma zabawy – jak to mówią.
- Bonnie! – zawołałem przyspieszając kroku.
Odwróciła się i stanęła gwałtownie, chyba nie do końca wierząc w to, co widzi. Szedłem szybko w jej kierunku, co chyba ją ocuciło i biegiem ruszyła w prawą stronę.
- Bonnie, zatrzymaj się, proszę! – krzyczałem, podczas gdy starałem się dogonić czarnowłosą.
Nie zatrzymała się. Biegła dalej pomiędzy przyczepami.
- Bonnie, do cholery, musimy porozmawiać!
Nadal biegła, a ja nadal starałem się ją dogonić. Była szybka. Zdecydowanie za szybka. Nagle ją zgubiłem.

SHE DISAPEARED.

Obróciłem się kilka razy wokół własnej osi, jednak nie udało mi się jej nigdzie zauważyć. Widocznie znała to miejsce jak własną kieszeń.
- Bonnie! Proszę, chodź tu! – krzyczałem wciąż rozglądając się na wszystkie strony.
Nie odzywała się. Nie pokazywała się. Uciekła. Tak myślałem. Tchórz.
- Bonnie!!!!! – Nadal nic. Kurwa!
W oddali zauważyłem starszą kobietę podlewającą kwiaty w swoim małym ogródeczku. Bez namysłu do niej podbiegłem.
- Dzień dobry. – powiedziałem uprzejmie się do niej uśmiechając.
- Witaj młodzieńcze. Szukasz Bonnie, prawda? – odparła, czym mnie zdziwiła. W końcu skąd ona mogła wiedzieć w jakiej sprawie do niej przychodzę?
- Tak, skąd pani…? – nie zdążyłem dokończyć zdania, bowiem staruszka mi przerwała.
- Słyszałam jak ją wołasz. – zaśmiała się.
No tak, wszystko jasne.
- Więc wie pani może, gdzie mogę ją znaleźć? – zapytałem odwzajemniając uśmiech.
Nie odpowiedziała. Wskazała mi jedynie ręką pagórek, na którym siedziała skulona dziewczyna obserwująca zachód słońca. Wiatr rozwiewał jej długie włosy.
- Dziękuję. – szepnąłem, po czym bez namysłu udałem się w kierunku wyznaczonym przez starszą kobietę.
Po pewnym czasie dotarłem do miejsca, w którym przebywała poszukiwana przeze mnie dziewczyna. Po cichu podszedłem do niej od tyłu, starając się, by mnie nie zauważyła. Nie miałem zamiaru ponownie za nią biegać przez pół miasta.
- Cześć Bonnie. – szepnąłem siadając obok mnie.
Wzdrygnęła się, kiedy usłyszała mój głos, co świadczyło o tym, że nie spodziewała się jakiegokolwiek towarzystwa. Gdy mnie ujrzała, zerwała się do ucieczki, jednak w ostatniej chwili zdążyłem chwycić mocno jej rękę.
- Zostaw mnie, Zayn. – warknęła.
Co się stało z tą uprzejmą, radosną dziewczyną?
- Nie, dopóki nie porozmawiamy. Kiedy to nastąpi, możesz iść. – odparłem stanowczo.
Zrezygnowana czarnowłosa usiadła obok mnie i spoglądając przed siebie czekała na rozwój akcji.
- Dlaczego zachowujesz się w ten sposób? – zapytałem.
- Wcale się nie zachowuję. – mruknęła.
- Bonnie, czy ty uważasz mnie za głupca? Myślisz, że ci tak po prostu odpuszczę? Nie, moja droga, nie odpuszczę, bo mnie się nie całuje i się nie ucieka. To niedorzeczne. Dajesz mi sprzeczne sygnały. – mówiłem, a jej oddech z każdą chwilą przyspieszał. Denerwowała się.
- Zayn, zrozum mnie. Jak ja mam się czuć? Wyznajesz mi, że kochasz inną, a ja cię całuję? Jedyne, co wtedy czułam to żal do samej siebie i zażenowanie. Nie potrafię ci spojrzeć po tym wszystkim w oczy. Czy to takie trudne do zrozumienia? – odparła.
Usiadłem na przeciwko niej i chwyciłem jej twarz w dłonie.
Nie chciała na mnie spojrzeć. Zamknęła oczy, a ja nadal jej się przyglądałem.
- Popatrz na mnie. – powiedziałem apodyktycznie. Nie posłuchała. – Bonnie, spójrz na mnie. – Mój ton był ostrzejszy, co spowodowało, że otworzyła oczy. – A teraz posłuchaj… - kontynuowałem. – Dzięki tobie, dzięki twojemu impulsowi, dzięki temu pocałunkowi coś zrozumiałem. Wiesz co takiego? – Pokręciła przecząco głową. – Zrozumiałem, że już nie kocham Perrie, bo gdyby tak było miałbym do ciebie żal. Miałbym też żal do siebie. Czułbym, że ją zdradziłem… Ale wcale tak nie było. Dzięki tobie dotarło do mnie, że niepotrzebnie użalałem się nad sobą, że nie potrzebnie się upijałem. Dzięki tobie mam też ochotę się zmienić, ale to już wiesz. Bonnie nie uciekaj przede mną. Zostań, proszę… - ostatnie słowa wyszeptałem, a jej oczy się zaszkliły. Zamknęła je, uwalniając tym samym łzy, które otarłem. – Bonnie, zostań ze mną. Pozwól mi się poznać. Nie bój się. Nie wstydź się. Bądź przy mnie, a ja będę przy tobie. Bonnie, daj szansę naszej znajomości, proszę. Jesteś pierwszą osobą, która przy mnie była, i która mnie zaakceptowała po rozstaniu z Perrie. Nie znam cię zbyt dobrze… Praktycznie, w ogóle cię nie znam, ale to nie oznacza, że ci nie ufam. Bonnie, i ty mi zaufaj. To nic nie kosztuje, a dzięki temu możesz zyskać na prawdę wiele. Chociaż spróbuj… - powiedziałem i niecierpliwie oczekiwałem jej reakcji. Czekałem i czekałem. Traciłem nadzieję.
Puściłem jej twarz, którą dotychczas obejmowałem dłońmi i podniosłem się z trawy. Bonnie nadal milczała, a łzy spływały po jej policzkach, nie wiedzieć czemu. Odwróciłem się w stronę zachodzącego, czerwonego słońca i spojrzałem na nie po raz ostatni. Następnie skierowałem się ku podnóżom pagórka.
- Zayn, zaczekaj. – usłyszałem, kiedy byłem w połowie drogi na dół.
Zatrzymałem się gwałtownie i odwróciłem w kierunku Bonnie schodzącej z wzgórza. Cierpliwie czekałem aż powie mi to, co chce powiedzieć.
Dziewczyna podeszła do mnie i otarła łzy.
- Zayn, ja ci ufam. Na prawdę. – powiedziała.
- Więc o co chodzi? – zapytałem.
- Jeszcze nie czas na takie zwierzenia. – zacytowała mnie, a ja cicho się zaśmiałem. – Ale… - kontynuowała. – Będę przy tobie, Zayn. Zostanę. – rzekła, a ja bez namysłu mocno ją do siebie przytuliłem.

I’M HAPPY. I’M REALLY HAPPY.


Od autorki:
Okej, możecie być złe, że tak to wszystko się potoczyło. Zrozumiem.
Ale mam swój plan i jego będę się trzymać :)
Pomimo tego, mam nadzieję, że rozdział Wam się chociaż trochę spodobał.
Kiedy pojawi się kolejny - nie mam pojęcia.
jest w trakcie tworzenia, ale w pewnym momencie się zacięłam i nie mogę nic napisać.
Poza tym od poniedziałku zaczyna się szkoła.
Dla mnie to nowa szkoła - liceum - której zupełnie nie znam i cholernie się boję.
Dlatego proszę, bądźcie wyrozumiałe.
Postaram się szybko napisać jedenastkę i ją opublikować.
A tymczasem... pozdrawiam xx 

5 komentarzy:

  1. Zaskoczyłaś mnie tym rozdziałem, ale w tym pozytywnym sensie. Jestem coraz bardziej przekonana do postaci Bonnie i zastanawiam się jaką tajemnicę skrywa dziewczyna. Polubiłam ją i to nawet bardzo, więc teraz nie mam pojęcia co robić.. czy czekać na spotkanie Grace i Zayna, czy może trzymać kciuki za Bonnie i mieć nadzieję, że jej i Malikowi się powiedzie. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie rozdział naprawdę się spodobał. Właściwie to mogę powiedzieć, że w pewnym sensie spodziewałam się tego, że Zayn i Bonnie mimo wszystko będę utrzymywać jakiś kontakt i że ich znajomość potoczy się w mniej więcej taki sposób. Jestem cholernie ciekawa co ukrywa Bonnie, bo jestem pewna, że coś ukrywa. :) Ładnie ją wykreowałaś, jest taka tajemnicza, stonowana, przypada mi do gustu. Masz jakiś cel do którego dążysz, masz pomysł na to opowiadanie i to jest bardzo fajne. Wciąż czekam na Grace i jej spotkanie z Malikiem! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku cudowne :'D

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział cudowny :) Mam przeczucie, że Grace będzie z Zaynem. Czekam na nexta :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział, całe opowiadanie jest zresztą świetne. Piszesz naprawdę dobrze, łatwym, zrozumiałym językiem. Masz na prawdę ogromny talent :)

    http://unmasked-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Szablon by S1K