1 czerwca 2013r.
Minęło 10 dni od wizyty Bonnie. Od tamtego czasu nie odezwała się do
mnie ani razu. Ja również do niej nie dzwoniłem, ale powodem nie był brak chęci
czy odwagi, ale numeru jej telefonu. W dodatku nie mam pojęcia gdzie mieszka.
Mówią, że dla chcącego nic trudnego, jednak ja próbowałem już wszystkiego.
W dniu dzisiejszym byłem w szpitalu, by tam
zdobyć jakiekolwiek informacje. Niestety pani, która zajmowała się moją czarnowłosą
koleżanką nie była na tyle życzliwa, by udzielić mi jakichkolwiek informacji na jej temat. Dowiedziałem się jedynie, że była ona w owym szpitalu na
praktykach, a jeśli potrzebuję więcej informacji muszę szukać
gdzieś indziej. Sam fakt, że Bonnie tam nie pracowała, a jedynie miała praktyki
dał mi do zrozumienia, że czarnowłosa studiuje. Okej. Problem w tym, że w
pobliżu naszego miasta jest kilkanaście uniwersytetów, na których można
studiować medycynę, więc znalezienie jej graniczy z cudem.
Mógłbym też przejść się po całej
miejscowości, w której mieszkam, zajrzeć do każdego domu i wypytać o
dziewczynę, której szukam, jednak myślę, że to również nie ma sensu.
Przekroczyłem próg Starbucksa, którego
odwiedziłem, aby napić się kawy, której dotychczas nie próbowałem, oraz zjeść
sernik. Mojemu wejściu do lokalu towarzyszył charakterystyczny dźwięk, który
oznajmiał każdemu tu przybyłemu, że w kawiarni pojawił się nowy klient.
Podszedłem do lady, za którą stała dość grubiutka blondynka. Posłała mi
ciepły uśmiech i czekała, aż wybiorę coś z menu, które pozwoliłem sobie
przejrzeć.
- Poproszę mrożoną caramel macchiato i sernik z truskawkami. - powiedziałem
uprzejmie.
- Proszę zająć jakieś miejsce, a ja za
chwilę przyniosę panu pańskie zamówienie. – odparła, a uśmiech nie schodził jej
z twarzy. Musiała to robić, w sensie się uśmiechać. Cały czas.
- Dziękuję. – rzekłem, po czym udałem się w
kierunku stolika, który zawsze zajmowałem.
Zasiadłem na wolnym krzesełku i czekałem na
moją kawę i sernik. Uwielbiałem go, więc kiedy tylko odwiedzałem ową kawiarnię
– zamawiałem go wraz z napojem.
Po chwili dostałem to, o co poprosiłem.
Blondynka, u której składałem moje zamówienie przyniosła mi je i postawiła na
stoliku mówiąc:
- Proszę bardzo. – Znów towarzyszył jej ten
sam, wyćwiczony uśmiech.
- Dziękuję. – odparłem i zabrałem się za
spożywanie kawy oraz ciasta.
Powoli popijałem gorący napój przyglądając
się ludziom, którzy również postanowili odwiedzić znanego i uwielbianego na
całym świecie Starbucksa. Każdy z nich był zupełnie inny. Każdy z nich inaczej
wyglądał. Każdy z nich był inaczej ubrany. Każdy z nich miał własną historię.
Każdy z nich miał rodzinę. Każdy z nich miał przyjaciół… Przynajmniej
większość. W każdym bądź razie, każdy był wyjątkowy i inny. Nawet bliźniaczki,
które siedziały przy stoliku w kącie lokalu podśmiewając się cicho. Pomimo, że
wyglądały identycznie – różniły się. I to jest niesamowite.
Zastanawiałem się nad tym, jak wyglądałby
świat pełen takich samych ludzi. Ludzi bez wad. Ludzi idealnych… Nie wyobrażam
sobie takiego świata… Nie potrafię.
Z dziwnych rozmyślań na temat ludzkości
„wybił” mnie dzwonek oznaczający, że w kawiarni pojawił się nowy gość. Bonnie.
Podeszła do lady, złożyła zamówienie i
zajęła wolne miejsce. Nie widziała mnie – to dobrze. Uwielbiałem „swój kącik”.
Znajdował się przy złączeniu dwóch ścian (czyt. Kącie), najciemniejszym w
lokalu, dzięki czemu niezauważony mogłem obserwować ludzi przybywających do
kawiarni bez większego ryzyka, że oni również mnie zauważą.
Bonnie siedziała zwrócona do mnie tyłem,
więc w tym wypadku, nie miała możliwości ujrzenia mnie. W przeciwnym razie
mogłaby mnie zauważyć i uciec. Jestem tego niemal pewien. Stchórzyłaby.
Udowodniła mi to nie odzywając się do mnie od czasu, kiedy mnie pocałowała.
I’VE GOT A PLAN.
Powoli popijałem kawę zajadając ją
sernikiem i obserwując czarnowłosą dziewczynę. W końcu i ona zakończyła
spożywać zamówiony napój. Oboje zostawiliśmy zapłatę w koszyczku ustawionym na
stoliku, przeznaczonym właśnie do wkładania do niego odpowiedniej ilości
pieniędzy.
Dziewczyna opuściła kawiarnię, a ja
ruszyłem za nią. Tak, miałem zamiar ją śledzić. Tak, to bardzo możliwe, że
powinienem się leczyć, ale byłem zdeterminowany do tego, by w końcu z nią
porozmawiać. Tak się nie robi, do cholery!
Jak można pocałować chłopaka i uciec? No
jak?!
Właśnie tego mam zamiar dowiedzieć się od
Bonnie, która aktualnie przeszła przez przejście dla pieszych i zmierzała w
kierunku parku, za którym kryły się… slumsy…
IS IT POSSIBLE THAT…?
Nie lubiłem tej dzielnicy naszego miasta. Oczywiście
nie byłem jakimś rasistą, ale nigdy nie przypuszczałbym, że Bonnie może tam
mieszkać. Co prawda wyglądało to zupełnie inaczej niż przykładowo w Indiach,
jednak to nadal były slumsy. Zaniedbane przyczepy kempingowe, w których
mieszkali ludzie ubodzy.
Szedłem za Bonnie cały czas, jednak w
obawie, że za chwilę ją zgubię, a nie jestem pewien czy byłbym w stanie sam
wyjść z tego „osiedla”. Teoretycznie mógłbym ją teraz zawołać, ale myślę, że w
tym przypadku by mi uciekła. Nie mógłbym tak ryzykować. Chociaż, bez ryzyka nie
ma zabawy – jak to mówią.
- Bonnie! – zawołałem przyspieszając kroku.
Odwróciła się i stanęła gwałtownie, chyba
nie do końca wierząc w to, co widzi. Szedłem szybko w jej kierunku, co chyba ją
ocuciło i biegiem ruszyła w prawą stronę.
- Bonnie, zatrzymaj się, proszę! –
krzyczałem, podczas gdy starałem się dogonić czarnowłosą.
Nie zatrzymała się. Biegła dalej pomiędzy
przyczepami.
- Bonnie, do cholery, musimy porozmawiać!
Nadal biegła, a ja nadal starałem się ją
dogonić. Była szybka. Zdecydowanie za szybka. Nagle ją zgubiłem.
SHE DISAPEARED.
Obróciłem się kilka razy wokół własnej osi,
jednak nie udało mi się jej nigdzie zauważyć. Widocznie znała to miejsce jak
własną kieszeń.
- Bonnie! Proszę, chodź tu! – krzyczałem
wciąż rozglądając się na wszystkie strony.
Nie odzywała się. Nie pokazywała się.
Uciekła. Tak myślałem. Tchórz.
- Bonnie!!!!! – Nadal nic. Kurwa!
W oddali zauważyłem starszą kobietę
podlewającą kwiaty w swoim małym ogródeczku. Bez namysłu do niej podbiegłem.
- Dzień dobry. – powiedziałem uprzejmie się
do niej uśmiechając.
- Witaj młodzieńcze. Szukasz Bonnie,
prawda? – odparła, czym mnie zdziwiła. W końcu skąd ona mogła wiedzieć w jakiej
sprawie do niej przychodzę?
- Tak, skąd pani…? – nie zdążyłem dokończyć
zdania, bowiem staruszka mi przerwała.
- Słyszałam jak ją wołasz. – zaśmiała się.
No tak, wszystko jasne.
- Więc wie pani może, gdzie mogę ją
znaleźć? – zapytałem odwzajemniając uśmiech.
Nie odpowiedziała. Wskazała mi jedynie ręką
pagórek, na którym siedziała skulona dziewczyna obserwująca zachód słońca.
Wiatr rozwiewał jej długie włosy.
- Dziękuję. – szepnąłem, po czym bez
namysłu udałem się w kierunku wyznaczonym przez starszą kobietę.
Po pewnym czasie dotarłem do miejsca, w
którym przebywała poszukiwana przeze mnie dziewczyna. Po cichu podszedłem do
niej od tyłu, starając się, by mnie nie zauważyła. Nie miałem zamiaru ponownie
za nią biegać przez pół miasta.
- Cześć Bonnie. – szepnąłem siadając obok
mnie.
Wzdrygnęła się, kiedy usłyszała mój głos,
co świadczyło o tym, że nie spodziewała się jakiegokolwiek towarzystwa. Gdy
mnie ujrzała, zerwała się do ucieczki, jednak w ostatniej chwili zdążyłem
chwycić mocno jej rękę.
- Zostaw mnie, Zayn. – warknęła.
Co się stało z tą uprzejmą, radosną
dziewczyną?
- Nie, dopóki nie porozmawiamy. Kiedy to
nastąpi, możesz iść. – odparłem stanowczo.
Zrezygnowana czarnowłosa usiadła obok mnie
i spoglądając przed siebie czekała na rozwój akcji.
- Dlaczego zachowujesz się w ten sposób? –
zapytałem.
- Wcale się nie zachowuję. – mruknęła.
- Bonnie, czy ty uważasz mnie za głupca?
Myślisz, że ci tak po prostu odpuszczę? Nie, moja droga, nie odpuszczę, bo mnie
się nie całuje i się nie ucieka. To niedorzeczne. Dajesz mi sprzeczne sygnały.
– mówiłem, a jej oddech z każdą chwilą przyspieszał. Denerwowała się.
- Zayn, zrozum mnie. Jak ja mam się czuć?
Wyznajesz mi, że kochasz inną, a ja cię całuję? Jedyne, co wtedy czułam to żal
do samej siebie i zażenowanie. Nie potrafię ci spojrzeć po tym wszystkim w
oczy. Czy to takie trudne do zrozumienia? – odparła.
Usiadłem na przeciwko niej i chwyciłem jej
twarz w dłonie.
Nie chciała na mnie spojrzeć. Zamknęła
oczy, a ja nadal jej się przyglądałem.
- Popatrz na mnie. – powiedziałem
apodyktycznie. Nie posłuchała. – Bonnie, spójrz na mnie. – Mój ton był
ostrzejszy, co spowodowało, że otworzyła oczy. – A teraz posłuchaj… -
kontynuowałem. – Dzięki tobie, dzięki twojemu impulsowi, dzięki temu
pocałunkowi coś zrozumiałem. Wiesz co takiego? – Pokręciła przecząco głową. –
Zrozumiałem, że już nie kocham Perrie, bo gdyby tak było miałbym do ciebie żal.
Miałbym też żal do siebie. Czułbym, że ją zdradziłem… Ale wcale tak nie było.
Dzięki tobie dotarło do mnie, że niepotrzebnie użalałem się nad sobą, że nie
potrzebnie się upijałem. Dzięki tobie mam też ochotę się zmienić, ale to już
wiesz. Bonnie nie uciekaj przede mną. Zostań, proszę… - ostatnie słowa
wyszeptałem, a jej oczy się zaszkliły. Zamknęła je, uwalniając tym samym łzy,
które otarłem. – Bonnie, zostań ze mną. Pozwól mi się poznać. Nie bój się. Nie wstydź
się. Bądź przy mnie, a ja będę przy tobie. Bonnie, daj szansę naszej
znajomości, proszę. Jesteś pierwszą osobą, która przy mnie była, i która mnie
zaakceptowała po rozstaniu z Perrie. Nie znam cię zbyt dobrze… Praktycznie, w
ogóle cię nie znam, ale to nie oznacza, że ci nie ufam. Bonnie, i ty mi zaufaj.
To nic nie kosztuje, a dzięki temu możesz zyskać na prawdę wiele. Chociaż
spróbuj… - powiedziałem i niecierpliwie oczekiwałem jej reakcji. Czekałem i
czekałem. Traciłem nadzieję.
Puściłem jej twarz, którą dotychczas
obejmowałem dłońmi i podniosłem się z trawy. Bonnie nadal milczała, a łzy
spływały po jej policzkach, nie wiedzieć czemu. Odwróciłem się w stronę
zachodzącego, czerwonego słońca i spojrzałem na nie po raz ostatni. Następnie
skierowałem się ku podnóżom pagórka.
- Zayn, zaczekaj. – usłyszałem, kiedy byłem
w połowie drogi na dół.
Zatrzymałem się gwałtownie i odwróciłem w
kierunku Bonnie schodzącej z wzgórza. Cierpliwie czekałem aż powie mi to, co
chce powiedzieć.
Dziewczyna podeszła do mnie i otarła łzy.
- Zayn, ja ci ufam. Na prawdę. –
powiedziała.
- Więc o co chodzi? – zapytałem.
- Jeszcze nie czas na takie zwierzenia. –
zacytowała mnie, a ja cicho się zaśmiałem. – Ale… - kontynuowała. – Będę przy
tobie, Zayn. Zostanę. – rzekła, a ja bez namysłu mocno ją do siebie
przytuliłem.
I’M HAPPY.
I’M REALLY HAPPY.
Od autorki:
Okej, możecie być złe, że tak to wszystko się potoczyło. Zrozumiem.
Ale mam swój plan i jego będę się trzymać :)
Pomimo tego, mam nadzieję, że rozdział Wam się chociaż trochę spodobał.
Kiedy pojawi się kolejny - nie mam pojęcia.
jest w trakcie tworzenia, ale w pewnym momencie się zacięłam i nie mogę nic napisać.
Poza tym od poniedziałku zaczyna się szkoła.
Dla mnie to nowa szkoła - liceum - której zupełnie nie znam i cholernie się boję.
Dlatego proszę, bądźcie wyrozumiałe.
Postaram się szybko napisać jedenastkę i ją opublikować.
A tymczasem... pozdrawiam xx
Zaskoczyłaś mnie tym rozdziałem, ale w tym pozytywnym sensie. Jestem coraz bardziej przekonana do postaci Bonnie i zastanawiam się jaką tajemnicę skrywa dziewczyna. Polubiłam ją i to nawet bardzo, więc teraz nie mam pojęcia co robić.. czy czekać na spotkanie Grace i Zayna, czy może trzymać kciuki za Bonnie i mieć nadzieję, że jej i Malikowi się powiedzie. ;)
OdpowiedzUsuńMnie rozdział naprawdę się spodobał. Właściwie to mogę powiedzieć, że w pewnym sensie spodziewałam się tego, że Zayn i Bonnie mimo wszystko będę utrzymywać jakiś kontakt i że ich znajomość potoczy się w mniej więcej taki sposób. Jestem cholernie ciekawa co ukrywa Bonnie, bo jestem pewna, że coś ukrywa. :) Ładnie ją wykreowałaś, jest taka tajemnicza, stonowana, przypada mi do gustu. Masz jakiś cel do którego dążysz, masz pomysł na to opowiadanie i to jest bardzo fajne. Wciąż czekam na Grace i jej spotkanie z Malikiem! :)
OdpowiedzUsuńJejku cudowne :'D
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny :) Mam przeczucie, że Grace będzie z Zaynem. Czekam na nexta :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, całe opowiadanie jest zresztą świetne. Piszesz naprawdę dobrze, łatwym, zrozumiałym językiem. Masz na prawdę ogromny talent :)
OdpowiedzUsuńhttp://unmasked-fanfiction.blogspot.com/