PROŚBA: KAŻDY, KTO PRZECZYTA TEN ROZDZIAŁ NIECH GO SKOMENTUJE.
CHCIAŁABYM WIEDZIEĆ ILE WAS JEST.
Leżałem spokojnie w oczekiwaniu na Bonnie.
Miałem zamiar naprawić to, co zniszczyłem przez swoją głupotę i wybuchowość,
przede wszystkim. Nikt nie ma prawa cierpieć przeze mnie.
Minuty mijały, a dziewczyna nie
przychodziła. Bałem się, że nie zechce mnie zobaczyć po tym, jak na nią
naskoczyłem. Nie zdziwiłbym się, gdyby mnie po prostu olała. Przywykłem już do
tego, że pieprzę wszystko. WSZYSTKO!
- Dzień dobry. – powitała mnie siląc się na
chłodny ton głosu. Wiedziała, że wiedziałem, że to tylko maska, którą założyła
starając się zakryć tę radosną i pozytywną część siebie. Bonnie zdecydowanie
nie należała do osób chamskich i mściwych.
- Nie jesteś dobrą aktorką. – szepnąłem
niepewnie, a dziewczyna się rozluźniła.
- Tak wiem. – zaśmiała się czarnowłosa, po
czym usiadła na krzesełku znajdującym się obok mojego tymczasowego łóżka. – O
czym chciałeś ze mną porozmawiać? – zapytała całkowicie skupiając swoją uwagę
na mnie. Trochę mnie to krępowało, jednak gdy tylko spojrzałem w te niebieskie,
jak ocean oczy, poczułem jak moje wszystkie mięśnie się rozluźniają. Odnalazłem
w nich coś w rodzaju spokoju.
- Na prawdę, nie mam pojęcia, co ty ze mną
robisz, ale od kiedy cię poznałem mam zamiar zmieniać się na lepsze. Nie wiem
dlaczego i cholernie mnie to irytuje, ale chcę. – zacząłem gadać, jak katarynka,
co było zupełnie nie w moim stylu. – Jednak nie to chciałem ci powiedzieć. –
dodałem zażenowany nagłym przypływem chęci zwierzania się ze swoich
wewnętrznych potrzeb itd. – Chciałem cię przeprosić za moje wcześniejsze
zachowanie. Przepraszam, serio. Ja po prostu… Taki jestem. Czasem tracę nad
sobą kontrolę i…wybucham. Przepraszam. – powiedziałem mocno skruszony. Nie
chcę, aby uważała mnie za jakiegoś cholernego dupka, który nie myśli o nikim
innym prócz siebie.
- Zayn, daj spokój. Nic się nie stało. –
odarła delikatnie się uśmiechając, po czym chwyciła moją dłoń i lekko ją
ścisnęła w geście pocieszenia oraz wsparcia.
Nie wiem, co mnie podkusiło i jaki był tego
powód, ale odwzajemniłem uścisk i uśmiech… Ale ten uśmiech nie był wymuszony.
Ten uśmiech był szczery. Prawdziwy. Wypływający prosto z mojego serca, które
jakby zaczynało roztapiać ten lód, którym zostało okute, w wyniku czego znów
zacząłem okazywać…uczucia.
OH GOD, THANK YOU.
Następnego dnia…
Powoli przekręciłem klucz w zamku,
napawając się dźwiękiem, który mogłem usłyszeć podczas wykonywania tej
nieistotnej, małej, tak zwyczajnej czynności. Nareszcie w domu.
Pchnąłem drzwi i przekroczyłem próg mojego
ukochanego mieszkania. Nie było ono jakieś piękne, bogato urządzone, no i
znajdowało się na 5 piętrze jednego z osiedlowych bloków, ale mnie wystarczało
w zupełności. Sypialnia, salon z balkonem, kuchnia i łazienka – z tych
pomieszczeń składała się moja „siedziba” i nie narzekałem. Nie miałem na co.
Czynsz nie był wysoki, a mieszkanie dość przestronne. Czego więcej może chcieć
samotny 23 latek?
Kobiety…
Zadowolony z powrotu do domu udałem się do
łazienki, gdzie miałem zamiar się zrelaksować. Pozbyłem się ubrań, z których
dotychczas korzystałem i włożyłem je do kosza na brudne rzeczy. Całkowicie nagi
wszedłem pod prysznic, odkręciłem kurki, w wyniku czego gorąca woda zaczęła
spływać po moim spiętym ciele.
Z prysznicowego brodzika wyszedłem po jakiś
30 minutach. Potrzebowałem tego. Cholernie tego potrzebowałem.
Wytarłem ręcznikiem mokre ciało, po czym
dolną jego partię owinąłem białym materiałem i skierowałem się do sypialni.
Kiedy już się tam znalazłem, otworzyłem jedną z szuflad i wyjąłem czystą
bieliznę. Następnie podszedłem do dość dużej szafy z ubraniami, skąd
wyciągnąłem zestaw ubrań, tj. koszula moro, czarne rurki i czapka-skarpeta
(link). Na komodzie stojącej obok owej szafy leżał mój srebrny zegarek, który
oczywiście również założyłem, bowiem bez niego nie potrafiłem dobrze funkcjonować.
Ja po prostu musiałem wiedzieć która jest aktualnie godzina.
Odświeżony i ubrany udałem się do kuchni w
celu zjedzenia czegokolwiek. Byłem głodny. Bardzo głodny, jednak gdy tylko
znalazłem się przed otwartą lodówką – rozczarowałem się. Nie było tam nic poza
światłem i chłodem… Dlatego też postanowiłem iść na zakupy.
Przechodząc przez duży przedpokój, aby
dostać się do szafy z butami, kurtkami i inną odzieżą wierzchnią, w mojej głowie
pojawiło się wspomnienie pokoju zdjęć. Tak… Pamiętam, jak jeszcze niedawno tu
był… Po brzegi wypełniony przeróżnymi zdjęciami. Uwielbiałem go, jednak potem
znienawidziłem. Za bardzo przypominał mi o Perrie. Jej ujęć było tam mnóstwo.
Dlatego też, kiedy tylko się rozstaliśmy – zburzyłem owe pomieszczenie, dzięki
czemu mam przestronniejszy przedpokój i większą kuchnię oraz salon.
Ze sporych rozmiarów szafy wyjąłem czarne,
ciężkie buty, które uwielbiałem. Pasowały do mojego charakteru, tak
przynajmniej uważam. Następnie założyłem czarną ramoneskę i opuściłem blok,
oczywiście uprzednio zamykając mieszkanie na klucz.
Pogoda nie należała do najlepszych. Było
dość słonecznie, jednak zimno. Silny wiatr porwał mi czapkę, którą udało mi się
złapać zanim wleciała na ruchliwą ulicę.
Po około 15 minutach spaceru, dotarłem do
jednego z miejscowych marketów. Będąc tam zdjąłem nakrycie głowy, wziąłem wózek na
zakupy i ruszyłem na „łowy”.
Po 40 minutach krzątania się między
regałami wypełnionymi różnorodnymi produktami dotarłem do kas. Były
samoobsługowe. Lubiłem je. Kiedy już wszystko „skasowałem”, na ekranie
wyświetliła mi się suma pieniędzy, jaką miałem zapłacić. 85 funtów i 74 pensy.
Wyjąłem więc z kieszeni odpowiednią ilość pieniędzy, po czym wrzuciłem ją do
urządzenia. Automat wydał mi resztę, a ja mogłem w końcu
wrócić do domu.
***
Ze względu na ilość zakupów, jaką przy
sobie miałem, postanowiłem wjechać windą na moje piętro. Po wciśnięciu guzika z
cyfrą „5” zacząłem szukać w kieszeniach moich spodni kluczy do mieszkania. Na
szczęście udało mi się je znaleźć zanim drzwi od windy się otworzyły. Kiedy to
nastąpiło, chwyciłem w dłonie torby z zakupami i udałem się w stronę mojego
mieszkania.
- Bonnie? A co ty tu robisz? – zapytałem
zdziwiony obecnością dziewczyny, która najwyraźniej czekała na moje przybycie
siedząc pod drzwiami, na których widniało moje nazwisko.
- Mam za zadanie dowiedzieć się czy
wszystko w porządku. – odparła lekko się rumieniąc.
- To znaczy? – zadałem kolejne pytanie
otwierając drzwi od mieszkania.
- No czy nie skarżysz się na żadne bóle i…
w ogóle. – wyjaśniła, a rumieniec widniejący na jej twarzy wzmocnił swój kolor.
- Nie. – odparłem, po czym otworzyłem drzwi
wejściowe na oścież i gestem ręki zaprosiłem dziewczynę do środka.
__________________________________________________________________
Bonnie
Weszłam do mieszkania Zayna i byłam w
szoku. Nigdy nie przypuszczałam, że jakikolwiek mężczyzna (w podobnym wieku)
jest w stanie utrzymać w swoim domu taki porządek. Wow!
- Napijesz się czegoś? – usłyszałam jego
głos dobiegający prawdopodobnie z kuchni. Udałam się w tamtym kierunku.
Weszłam do pomieszczenia, a gdy to
nastąpiło moje przypuszczenia się potwierdziły. Zayn akurat rozpakowywał zakupy
i układał je w odpowiednich miejscach.
- Widzę, że masz sok pomarańczowy, więc
jeżeli mogę, to… - nie dokończyłam zdania, bowiem pan Malik postanowił mi
przerwać.
- Jasne, już nalewam.
Tempo w jakim wykonywał ową czynność było
zaskakujące. Po kilku, bądź kilkunastu, sekundach otrzymałam swój napój i
zaczęłam się zastanawiać nad tym, czy Zayn nie pracował kiedyś jako barman. On
również nalał sobie soku.
Oboje siedzieliśmy przy sześcioosobowym,
drewnianym stole ustawionym po prawej stronie od wejścia do kuchni i
popijaliśmy napój. Nie czułam się skrępowana, co było dziwne w moim przypadku,
ponieważ z natury jestem osobą bardzo nieśmiałą w stosunku do ludzi, których ledwo znam, a
tym bardziej do mężczyzn, w dodatku takich, jak mulat siedzący na przeciwko
mnie (czyt. przystojnych).
- Zayn, mogę cię o coś zapytać?
- Pytaj o co tylko chcesz. – odparł
posyłając mi ciepły uśmiech.
Miałam wrażenie, że zmienił się od wizyty w
szpitalu. Nie wiem, co tak na niego wpłynęło i czy moje przypuszczenia są
prawdziwe, ale takie odnoszę wrażenie. Malik zachowuje się inaczej. Lepiej.
- Pod warunkiem, że obiecasz mi, iż nie
wybuchniesz. – powiedziałam ostrzegawczo wskazując na niego palcem wskazującym,
marszcząc brwi i mrużąc oczy.
- Obiecuję.
To słowo. To jedno słowo, które bez wahania
przed chwilą wypowiedział, pozwoliło mi obdarzyć go zaufaniem. Wierzyłam mu.
Wiedziałam, że zachowa spokój.
I TRUSTED HIM
Od autorki:
Ten rozdział nie należy do szczególnie ciekawych, ale jednak trzeba napisać jakieś wprowadzenie do sytuacji, które mają się potem wydarzyć, prawda?
Mam nadzieję, że pomimo tego "siódemka" Wam się spodobała i zechcecie ją skomentować czy dodać się do obserwatorów. Byłoby miło :)
Faktycznie.. W rozdziale nic takiego się nie dzieje, a mimo to mi jak najbardziej przypadł do gustu. :) Naprawdę lubię to opowiadanie, sama w sumie nie wiem za co, ale każdy odcinek przekonuje mnie do tego jeszcze bardziej. ;p Jestem niesamowicie ciekawa o co Bonnie chce spytać Zayna, w końcu to musi być coś istotnego, skoro bała się tego, że chłopak może wybuchnąć. Kompletnie nic nie przychodzi mi do głowy, więc będę po prostu musiała poczekać na kolejny rozdział, aby dowiedzieć się czegokolwiek. ;D No nic.. pozostaje mi tylko czekać! Tymczasem pozdrawiam i jak zawsze życzę masyyyyy weny! <3
OdpowiedzUsuńFaktycznie nie dzieje się w tym rozdziale nic bardzo ciekawego mimo to nie znudził i czytało się bardzo przyjemnie :D
OdpowiedzUsuńCudne :)
OdpowiedzUsuńRozdział moze i nie jest jakimś niezwykle sensacyjny ale to nie znaczy,że jest zły i nudny wręcz przeciwnie myślałam,że Bonnie będzie tylko pielęgniarką w szpitalu a to Grace bedzie grała głowną rolę a tu jest troche inaczej. :D Małe zamieszanie w mojej głowie xd
OdpowiedzUsuńKocham twój blog i czekam na następny rozdział <3